Rajd "Z kompasem" IV

     Rajd "Z kompasem" to wspaniale zorganizowana impreza na orientację, która odbywa się 2 razy do roku w różnych zakątkach Kaszub. Tym razem rajd odbył się w gminie Kartuzy, a bazą rajdu była szkoła w Staniszewie. 

Logo imprezy
Logo imprezy

     Czekaliśmy z utęsknieniem na ten rajd już od zakończenia poprzedniej edycji. W końcu nadszedł ten piękny dzień. Było coś koło 13.30 kiedy wyjechaliśmy z Kartuz. My to znaczy Paweł i Tomek. Dokładnie o 14.10 zawitaliśmy w bazie. 14 km które pokonaliśmy było dobrą rozgrzewką przed prawdziwą zabawą. W szkole spotkaliśmy naszego znajomego Łukasza, z którym mieliśmy wystartować. Szybko się zorpakowaliśmy, odebraliśmy numery startowe i mapy. W biurze rajdu spotkaliśmy innych naszych znajomych Lopeza i Oskara, którzy startowali na trasie pieszej. Lopez jak zwykle bojowo nastawiony zabrał ze sobą plecak jakby miał wyruszyć na roczną tułaczkę, a nie kilkugodzinny rajd. Po krótkiej rozmowie zabraliśmy się za studiowanie mapy i odkryliśmy, że jest 12 punktów do zdobycia z czego 6 punktów A należy zdobyć najpierw, potem zameldować się w bazie, a następnie można ruszyć po pozostałe 6 punktów B. Zanim wyruszyliśmy ustaliliśmy priorytety, a w sumie jeden priorytet, który brzmiał: "Zdążyc na finał ligi mistrzów".

 

     Punktualnie o 15.00 rozpoczął się rajd. Start mieliśmy świetny, przez moment prowadziliśmy, bez trudu zajechaliśmy nad jezioro sianowskie, w którego okolicy miał znajdować się pierwszy punkt kontrolny. Szukamy, kombinujemy gdzie on może być, ale ciągle go nie znajdujemy. Na dodatek nikt za nami nie jechał, co mogło wydawać się trochę podejrzane. Musieliśmy błądzić przez pół godziny, wjeżdzając komuś na pole, przedzierając się pod górę przez chwasty spowrotem do drogi, aby odkryć, że jesteśmy po złej stronie jeziora.  Trochę się wkurzyliśmy, ale szybko chcieliśmy odrobić straty, więc zawróciliśmy. Wjechaliśmy tym razem dla odmiany w dobrą drogę, która prowadziła do Rzymu (wszystkie drogi prowadzą do Rzymu jak się okazuje). Niestety znów się zapędziliśmy, podjechaliśmy pod bardzo stromą górkę i znowu zonk. Punkt miał sie znajdować blisko jeziora, a my się od niego coraz bardziej oddalaliśmy. Znowu wracamy, skręcamy trochę wcześniej i szukamy tego punktu. Musieliśmy zostawić rowery przy drodze i wbiec szukać go do lasu, bo tak mówiła mapa. Jaka była nasza radość gdy go odnaleźliśmy. Szybko podbiliśmy karty startowe i ruszyliśmy dalej. Od tego momentu wszystko szło niemal idealnie. Skupiliśmy się bardziej, zaczęliśmy więcej używaż mózgu niż mięśni i bez problemu odnaleźliśmy 2 punkt kontrolny, który również znajdował się nad brzegiem jeziora (innego w tym przypadku).

     Szybki podgląd mapy i już wiemy gdzie mamy jechać dalej. Punkt nr 3 na skrzyżowaniu leśnych dróg okazał się bardzo łatwy do znalezienia. W drodze do punktu nr 4 pomyliliśmy się tylko raz wjeżdżając jakiemuś gospodarzowi na podwórko. Chcieliśmy się nawet spytać go o drogę, ale uprzedził nasze pytanie wyganiając nas ze swojej posesji. Już wiedzieliśmy gdzie mamy jechać. Na pewno nie tam :) 

Typowe kaszubskie gospodarstwo
Typowe kaszubskie gospodarstwo

     Kolejny punkt zdobyliśmy bez większych problemów, chociaż znajdował się w lesie, gdzie prowadziły drogi niezbyt zachęcające do spacerów. Dalej było już tylko z górki, wjeżdżamy do parku miniatur w Stryszej Budzie, gdzie był przedostatni z punktów A. Kilka zdjęć m.in. pod wieżą Eiffla i jedziemy dalej.

Paryż
Paryż

     Jedziemy w stronę bazy, zatrzymujemy się na jednym ze skrzyżowań, aby sprawdzić mapę i okazuje się, że mamy skręcić właśnie na tym skrzyżowaniu. Idealnie. Szósty punkt umieszczony był pod krzyżem na skrzyżowaniu. Mamy wszystkir punkty A i wracamy do Staniszewa aby się zameldować. W bazie wita nas uśmiechnięta Dominika, która odbiera od nas karty startowe i zaprasza nas na żurek do bufetu. Pół godziny przerwy wystarcza, aby zjeść, napełnić bidony i przygotować się do dalszej jazdy. Zostały nam tylko 1,5 h do ligi mistrzów, więc podejmujemy decyzję, że zdobywamy jeszcze 2 punkty i wracamy na mecz. Kolejny punkt to "Diabelski kamień". Łatwo było tam dotrzeć, ponieważ jest to znana atrakcja turystyczna i prowadzą tam znaki. 

Diabelski kamień
Diabelski kamień

     Mamy jeszcze godzinę czasu i musimy zdążyć. Kolejny punkt znajdował się nad jeziorem Lubygość. Nad samo jezioro docieramy bez większych problemów, chociaż już padało i drogi były w nienajlepszym stanie. Po pół godzinie poszukiwań, biegania po lesie, szukania jakichś charakterystycznych puntów, jak choćby koniec jeziora znajdujemy ostatni dla nas punkt. Z tej radości nagraliśmy krótki filmik, który znajduje się poniżej. 

     Od razu jechaliśmy dalej, bo mieliśmy nieco ponad 20 min, aby zdążyć na transmisję meczu. Zdążyliśmy nawet kupić piwo po drodze i byliśmy 2 min przed czasem. Niestety mecz musieliśmy oglądać dzięki transmisji internetowej, która lubiła się zacinać, ale największą wadą było to, że nie było komentarza. Wiele osób narzeka na Szpakowskiego, ale spróbujcie obejrzeć mecz bez jego komentarza. Mimo wszystko atmosfera była świetna. Po meczu urządziliśmy sobie karaoke.

Karaoke
Karaoke

     Rajd możemy zaliczyć do bardzo udanych. Był to dobrze spędzony czas. Nasza orientacja w terenie jest coraz lepsza z rajdu na rajd i wyniki również. Zajęcie 5 miejsca to niewątpliwie sukces. Tym bardziej, że zajęliśmy je w dniu finału ligi mistrzów. Chcieliśmy nawet jechać w nocy, ale oddaliśmy już karty startowe i nie mogliśmy znów ruszyć na trasę. Bardzo dziękujemy organizatorom i wszystkim osobom, które spotkaliśmy na tym rajdzie. Do zobaczenia jesienią w Luzinie!

Wyścig z czasem
Wyścig z czasem

Write a comment

Comments: 3