Ten dzień miał być wyjątkowo trudny. Etapy górskie jak wiecie nie są takie proste. Z jednej strony jest trochę przyjemnego zjeżdzania z górki, ale z drugiej... Dużo katorgi pod nią. Tak więc tego dnia 10 km zrobiliśmy jeszcze w Krośnie, po pożegnaniu z Markiem nie pomyśleliśmy, że będziemy musieli jeszcze do niego wracać- zapomnieliśmy karty pamięci. Dziwice się co robiliśmy w szpitalu? Otóż, Tomek oddał krew. Wiem, wiem- powiecie szaleniec, padłby gdzieś w drodze. Jednak tego dnia miał najwięcej energii spośród innych. Dziwice się? Popatrzcie tylko na te czekolady ;)
Jednak morderczy wysiłek, daję dużo radochy- widoki wszystko rekompensują :)
Standardową procedurą- śniadanie (a może już obiad) w centrum- tym razem w Komańczy, tym razem... na bogato :p
A nieco później udało nam się spotkać podróżnika z prawdziwego zdarzenia- nazywa się Regis. Jest z północnej Francji, a w trasę ruszył już 1 marca. Zjechał już całą Polskę, a teraz jest w drodzę do Rumuni, wiezie ze sobą 32 kg. bagażu. Dla takich spotkań warto jeździć :D
Po wyczerpującej drodze dotraliśmy w końcu do bieszczadzkiej miejscowości Przysłup, gdzie wakacje spędza rodzina Pawła. Zostaliśmy oczywiście przyjęci z wielką pompą :) Ale, żeby było śmieszniej... okazało się, że w tym samym miejscu wypoczywa wraz z rodziną szkolny kolega Tomka- Jamal. Ale ten świat mały, chciałoby się rzec.
Write a comment