To co dzień wcześniej powiedział mi Paweł, czyli że nie chce według zamierzeń kontynuować podróży nie zaszokowało mnie specjalnie. Tam gdzie inni zauważają tylko głupie wymysły i przypadki ja szukam czegoś więcej. Może to miało mnie czegoś nauczyć, może dzięki tej samotnej jeździe miałem się odnaleźć - ale o tym później. Tego dnia mieliśmy jeszcze wspólnie dojechać do Kędzierzyna - Koźle, żeby spełnić największe marzenie Pawła - spotkać się z Sową.
Siostra Helena urzędująca w Częstochowskim domu dziecka jest ciotką Pawła. Nie tylko nie robiła problemu, z powodu zatrzymania się u niej, ale wkładała całe serce, żeby jak najlepiej nas ugościć. Zostaliśmy więc dobrze przyjęci i nakarmieni, wysłuchaliśmy kilku ciekawych opowieści, a następnego dnia ruszyliśmy w drogę czyści, wyspani i z kanapkami w sakwach :) Skromnie odwdzięczyliśmy się szalikiem w kaszubskich barwach.
Już na obrzeżach Częstochowy spotkał nas pierwszy incydent. Był to poprzedzony korkiem wypadek samochodowy tira z osobówką. Patrząc na samochód osobowy, zastanawialiśmy się jakim cudem kierowca wyszedł bez draśnięcia...
Zgodnie z zasadą "strzeżonego Pan Bóg strzeże" na rynku w Boronowie kupiłem sobie kłódkę do roweru, bo wcześniej mieliśmy tylko jedną na spółkę.
Ten dzień miał być zakończony jazdą do Kędzierzyna - Koźle (miejsca zamieszkania Sowy). Dlatego też mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe przerwy, jak ta w Strzelcach Opolskich, czy 2 godziny oczekiwania na Sowę w samym Kędzierzynie.
Charakterystycznym miejscem na opolszczyźnie jakie minęliśmy tego dnia, była niechybnie Góra Św. Anny widoczna w oddali na zdjęciu.
Po długim oczekiwaniu w końcu udało nam się spotkać ze znanym Polskim raperem- Sową. Największe i najskrytsze marzenie Pawła w końcu się spełniło. O czym można w ogóle jeszcze marzyć, kiedy już spotkało się Sowę?
Tego dnia miejsce miał mecz Polska - Dania. Ja jako wierny kibic polskiej reprezentacji byłem trochę zły, że go nie obejrzę, no bo w rowerowej trasie ciężko bywa z telewizją :) Ale jak widać da się. Otóż, szukając miejsca na namiot zajechaliśmy pod kościół pw. Ducha Św. a tam zostaliśmy przyjęci do domu parafialnego. Prócz herbaty i toalety, tym co dało mi pełnie szczęścia było zaproszenie przez tamtejszego wikarego do obejrzenia meczu. I tu też fajna historia. Byliśmy lekko podłamani po pierwszej połowie kiedy to Polska wygrywając 1:0 straciła dwie bramki. Wtedy Paweł powiedział, ja już zasypiam, a jeszcze patrząc na tą gre... I wyszedł. Ja walcząc ze snem wytrzymałem. I czy nie było warto ;) "Nie porzucaj nadzieje"
Write a comment
fan cukierni Sowa (Friday, 21 February 2014 01:04)
Pozdro sowa 3maj propsy piona
portalu (Wednesday, 23 November 2016 15:36)
dervishes
wrozki na telefon (Monday, 05 December 2016 13:30)
Karczów